czwartek, 1 lutego 2018

Nadrabianie zaległości

Czasem w życiu tak się zdarza, że sobie człowiek zaplanuje za dużo, podejmie się zbyt wielu wyzwań na raz i nagle przychodzi choroba, albo inna okoliczność, która plany i zamiary mocno weryfikuje.
Tak i w moim przypadku się stało.
Teraz, po kilku miesiącach powoli łapię równowagę i próbuję nadrabiać zaległości.

Mam trochę zdjęć i projektów, którymi chciałabym się z Wami podzielić. Chciałabym również powrócić ze "studiowaniem ras owiec", ale wszystko w swoim czasie.

Jeszcze na początku grudnia uprzędłam klasyczną trójnitkę z czesanki Romney skandynawski, którą wcześniej zafarbowałam. Kolory trudne, nie każdemu się podobające.





Jest to tradycyjna trójnitka uprzędziona jako fraktal. Od samego początku przeznaczona na skarpetki, z racji tego, że Romney to nieco szorstka wełna.
Wrzuciłam gotową włóczkę na druty skarpetkowe i wydziergałam jeszcze przed Świętami skarpetki ze wzmacnianą piętą według przepisu od Intensywnie Kreatywnej.
 No i na ludziu:


Bardzo mi się podoba włóczka i efekt kolorystyczny jaki powstaje w gotowej dzianinie, skarpetki noszę i eksploatację znoszą jak do tej pory dzielnie.

Nadrabiając grudniowe zaległości nie mogę nie pokazać czesanek jakie sprowadziłam z Bolinas (Kalifornia, USA) bo się uparłam, że chcę poznać Targhee i Tasman Combeck.
 Targhee zmieniło kolorki na takie:
 Ile de France na takie (złamałam wszelkie zasady łączenia kolorów z pełną premedytacją).
 A Tasman pozostał w naturalnym kolorze. 
Dziś na tym zakończę, ale postaram się pokazać więcej w kolejnych dniach.
Życzę wszystkim wytrwałości i siły do realizacji postanowień noworocznych i przede wszystkim zdrowia, bez którego wszystko inne zaczyna się sypać.


niedziela, 12 listopada 2017

Cormo czyli miękkość nad miękkości

Dziś na tapecie owieczka rasy American Cormo.

Najpierw zdjęcie rasy.
Już na pierwszy rzut oka widać, że to wybitnie wełnista rasa, w typie merynosa o sporym obroście.

Zdjęcie pochodzi z internetowych zasobów, witryny  raisingsheep.net

 Amerykańska rasa owiec Cormo pochodzi z Tasmanii (Australia). Jest mieszanką Superfine Saxon Merino, Lincoln i Australian Merino. W 1976 roku Cormo zostały po raz pierwszy przywiezione do Stanów Zjednoczonych.  
Oryginalnie Cormo Tasmańskie to krzyżówka Corriedale z Merynosem- stąd nazwa Cor-Mo.
Amerykańską rasę owiec Cormo można odróżnić od Tasmańskich po otwartym owełnieniu łba (co oznacza, że nie ma wełny między policzkiem a "grzywką"), jest to pożądana cecha, ponieważ pozwala owcom na swobodne widzenie.  
American Cormo to wytrzymała rasa, która może się dobrze rozwijać w różnych, trudnych warunkach klimatycznych.  
Rasa ta jest znana z produkcji  białego, delikatnego i dość długiego runa o wyjątkowym stopniu zagęszczenia włókien. Istnieją oczywiście mieszańce, najczęściej krzyżówki z merynosami czy Rambouillet i wtedy wełna może mieć odcienie brązów, szarości czy ciemnego grafitu.

Owce Cormo to doskonałe matki, a ich niewielkie rozmiary pozwalają na ekonomiczną hodowlę.

Metryczka:

Waga dorosłych samic:54-73kg
Waga dorosłych samców: 72-91kg

Waga surowego runa z samic: 2,26-3,62kg 
Powierzchnia obrostu wełną:  50-65%

Grubość włosa: 17-23 mikrony

Długość kosmyka: 8,5-12,5cm

Ze względu na bardzo delikatne runo owce często są okrywane by zabezpieczyć je przed zabrudzeniami.

Pora na część praktyczną i mocno subiektywną: 

Miałam do dyspozycji dwie próbki. Pierwsza z nich, biała w postaci przetworzonej fabrycznie taśmy. W dotyku jest niczym kaszmir, niesamowicie miękka, delikatna.

 Fabryczne czesanie tak delikatnych włókien ma wady- powstają nepki, o których pisałam już przy okazji opisu rasy Polypay.
Długość kosmyka w mojej próbce mieści się w przedziale teoretycznym:
Moja druga próbka to surowe, brudne runo pochodzące z krzyżówki Cormo z Rambouilletem, w pięknym antracytowym kolorze. Karbikowanie jest wyraźne, wełna niesamowicie miękka, zapach zdecydowanie inny niż owce, które znam z Europy, mało intensywny, ale dość nieprzyjemny. Zawartość lanoliny niewielka, ale oczywiście odczuwalna w dotyku.



 Długość pasemka:

Runo wyprałam, wysuszyłam, rozluźniłam palcami i bardzo delikatnie wyczesałam na psich szczotkach. To runo wymaga olbrzymiego wyczucia i delikatności przy czesaniu, ruchy muszą być płynne i powolne by nie pozrywać delikatnych włókien, ani nie naprodukować "nepków".
Przędłam moje próbki na 30gramowym wrzecionie typu drop spindle. Biała próbka wychodziła nieco fakturzasta, musiałam wyskubywać zgrubienia, zaś własnoręcznie czesane runo było zdecydowanie przyjemniejsze w pracy.


Bardzo ładnie wyciąga się super cienką nitkę typu lace, myślę, że grubiej uprzędziona będzie bardzo ładnie się sprawdzać przy wzorach warkoczowych.
Najlepiej zrobić próbki i zobaczyć ile skrętu trzeba nadać przędzy, gdyż mój cienko uprzędziony singiel po zdwojeniu zrobił się niesamowicie puszysty.

Osobiście kocham taki efekt, ale osoby, które chcą uzyskać bardzo cieniutką nitkę na pewno muszą mieć na uwadze tę właściwość runa.

Gotowa przędza zdecydowanie nadaje się na dzianiny blisko ciała, także dla dzieci, jest miękka, puszysta, delikatna, sprężysta i mięsista, na prawdę porównywalna delikatnością z kaszmirem.



sobota, 21 października 2017

Prządkowe cele i owca Polypay

Ostatnio przysiadłam i zaczęłam się zastanawiać jakie mam cele w przędzeniu, co chcę zrobić, co chcę osiągnąć, co nowego odkryć, poznać i nauczyć się.

Doszłam do następujących wniosków:

  • fascynują mnie różne rasy owiec, ich historia, charakterystyka i oczywiście właściwości wełny
  • mam sporo technik przędzenia do wypróbowania i sprawdzenia jak zachowują się w dzianinie
  • kolor, kolor i jeszcze raz kolor czyli eksperymenty co jak łączyć i jak się zachowa warkocz, rolag czy batt przędziony różnymi sposobami (niby cały czas to robię, ale ciągle mi mało)
  • prowadzenie ewidencji, zapisków, kart kontrolnych
  • praca nad równą, powtarzalną włóczką
  • wyniesienie swoich umiejętności kręcenia wrzecionem na wyższy poziom

To ostatnie akurat trudne nie będzie bo na razie mnie moje wrzecionowe nitki nie zachwycają ;)

Jak widać sporo jest do zrobienia i bardzo mnie to cieszy. Boję się momentu, w którym stwierdzę, że wszystkiego już spróbowałam, ale to chyba niemożliwe i uczyć się będę do końca życia :D

To do dzieła. Ostatnio starałam się dość subiektywnie opisać polską owcę Czarnogłówkę, dziś podejmę się charakterystyki amerykańskiej owcy Polypay.

Owca Polypay to rasa wytworzona przez człowieka w latach 70' w stacjach eksperymentalnych w Stanach Zjednoczonych. Równocześnie pracowano nad rasą w Nicholas Farms w Kalifornii oraz w Dubois w Idaho.
Rasa powstała w wyniku krzyżowania owiec ras Finnish (fińska), Rambouillet, Targhee i Dorset.
Celem było wytworzenie wszechstronnie użytkowej rasy zarówno mlecznej, mięsnej i o dobrej gatunkowo wełnie. Nazwa pochodzi od „poly” czyli wiele i „pay”czyli „płacić” co miało oznaczać profity jakie hodowcy zyskają dzięki tej rasie.
Badania ciągle trwają ponieważ jest to stosunkowo młoda rasa i ciągle doskonalona.
 
Jeśli chodzi o masę zwierząt to:

Samce ważą od 86kg -113kg
Samice 63kg-81kg

i wyglądają tak:
Zdjęcie pochodzi z internetowych zasobów www.raisingsheep.net
 
Z dorosłej samicy otrzymuje się rocznie 3,2-4,5kg runa.

Grubość włosa wynosi przeciętnie 24-31 mikronów, a długość pojedynczego pasemka od 7,5-12,7cm.

To teraz część praktyczno subiektywna. Zmierzyłam długość pasemka i wyszło mi ok. 13cm, więc jak dla mnie super długość do przędzenia.


Tak wyglądała moja próbka w postaci kawałka fabrycznie przetworzonej taśmy:


W dotyku przypomina mi nieco czarnogłówkę, czuć też wpływ krwi rasy Dorset, więc raczej nie jest to super mięciusia wełna na rzeczy blisko ciała. Wełna jest biała i w mojej próbce jest niewielka ilość materii organicznej i nieco nepków czyli farfocli z delikatnych, zbitych krótszych włosków. To akurat wina gręplarni. Myślę, że czesząc runo ręcznie spokojnie można by je wyeliminować, zwłaszcza czesząc na grzebieniach.
Niestety moja próbka nie pachnie owcą, ale śmierdzi jakimś środkiem chemicznym. Akurat mnie to przeszkadza i na pewno nie umila pracy.

Co do samej pracy:
Przędło się dobrze, „nepki” eliminowałam ręcznie, przędłam i dwoiłam na wrzecionie zrobionym przez męża (drop spindle o wadze 30gramów).
 

Gotowa przędza dwunitkowa osobiście mi się podoba, jest dość puszysta, ma pewną sprężystość, ale jest dość szorstka. 

Myślę, że dla mniej wrażliwych spokojnie można z niej zrobić czapkę, mitenki czy sweterek, a także koc czy ponczo.

A tak wygląda próbka zwykłego dżerseju na drutach 3mm:


Ciekawa jestem czy ktoś w Polsce przędzie wełnę z owieczek Polypay. Chętnie bym poznała opinie innych prządek na temat tego runa. Pozdrawiam moich drogich i cichych czytelników i życzę udanego weekendu!

sobota, 14 października 2017

Owca czarnogłówka

Owce czarnogłówki to rasa mięsna i z tym przeznaczeniem jest hodowana w Polsce. Rasa została sprowadzona z Anglii do Niemiec, a następnie do Polski.
Owce czarnogłówki są bardzo charakterystyczne. Dorosłe mają czarną głowę i nogi, a jagnięta rodzą się całe czarne. Bardzo mi się te owce podobają, ale w sumie nie ma owiec, które mi się zupełnie nie podobają.

 Zdjęcie pochodzi z internetowych zasobów (na pulpit.com).

Oczywiście prządki interesuje wełna :) W przypadku czarnogłówek jest ona biała ze stalowym odcieniem, jednolita i dość gruba (ok.28-34 mikronów), jest dość szorstka w dotyku.
W ciągu roku odrost może dochodzić do 9 cm.

Tyle teorii, teraz trochę praktyki. Tak wyglądają pukle surowego runa (z prawej strony) oraz po praniu (z lewej strony). Zwróćcie uwagę na piękne karbikowanie.


 Po przebraniu ręcznym czyli wybraniu niewielkiej ilości trawek i przystrzyżyn przystąpiłam do prania. Dzięki temu, że runo posiadam od prządki znającej się na owcach, jest zdecydowanie dobrze przebrane. Dziękuję Karolina za Twoją ciężką pracę!
Prałam w letniej wodzie używając Unicorn-owego Power Scour czyli preparatu bardzo zachwalanego przez Amerykanki.
Faktycznie pięknie dopiera, a stosowałam roztwór 1% w stosunku do wagi runa.
Jeśli ktoś lubi zachować dużą lub średnią ilość lanoliny to NIE polecam! Preparat bardzo dobrze odtłuszcza, a jak wiemy nie zawsze jest to pożądane.


Po 5 płukaniach woda była już czysta, więc pozwoliłam wełnie odcieknąć, a następnie wyłożyłam na suszarce.
 Wysuszoną czesałam na psich szczotkach (nadal nie mam grępli) tworząc puchate roladki. Przy okazji przeprosiłam się z wrzecionem, a kręcenie nim to nie jest moja mocna strona. Cóż, trzeba ćwiczyć, inaczej wprawić się nie da.

Oczywiście roladki przędłam również na kołowrotku. Tu już czuję się pewniej.
Przędzie się bardzo przyjemnie. Wełna jest szorstka w dotyku, ale zupełnie mi to nie przeszkadza. Przędłam woolen snując nitkę używając long draw.
Chyba muszę zrobić jakiś słownik bo właśnie sobie pomyślałam, że te anglojęzyczne terminy nie każdy zna. Polskich niestety jeszcze nie opracowałyśmy, a przynajmniej ja nic o tym nie wiem.






W planie trójnitka, klasyczna, na poprawiające krążenie skarpety.

Na drutach nic nowego. Nadal rustykalny sweterek z ręcznie przędzionej alpaki. Wczoraj zabrałam się za podnoszenie dekoltu z tyłu, dziś planuję go wykończyć i może jutro uda się zająć dołem.

sobota, 7 października 2017

Dużo singli

Ostatnio kręciłam głównie singielki. Cały czas staram się osiągnąć zadowalający skręt.
Oczywiście wszystko zależy od rasy owcy, od której pochodzi wełna i jej właściwości.
Powstały singielki z BFLki, Rambouilleta i Chubuta.

To po kolei:
BFLkę już pokazywałam ostatnio na szpuli i w warkoczu. Blue Face Leicester to jedna z moich ulubionych wełenek. Odpowiada mi w niej długość włosa, miękkość, łatwość przędzenia, sposób przyjmowania barwników. Gotowy singielek wygląda tak:



Generalnie nie jestem nim szczególnie zachwycona. Szarość, burość i ponurość za oknem powoduje, że nie mogę zrobić lepszych zdjęć. Singielek wyszedł bardzo mięciutki, a moteczki są praktycznie identycznej grubości. Nie wiem jak to zrobiłam, ale w każdym jest dokładnie 502 metry/100gramów co daje ponad kilometr włóczki. To akurat mnie cieszy.

Potem  przyszła pora na Rambouillet. To bardzo miękka i sprężysta wełna, taka gąbka. Przez to przędzie się trudno, ale plus jest taki, że włóczka również jest bardzo sprężysta. Przypomina mi nieco merynosa d'Arles, z którym się nie polubiłam. Następne podejście do Rambouilleta to na pewno nie będzie singiel. To wełna idealna do wielonitek i tam pokaże swój urok i potencjał. Czapka, otulacz, szalik, sweterek. Myślę, że to wełna stworzona na rzeczy blisko ciała i warto ten potencjał wykorzystać dublując lub trojąc przędzę.

Dyniowa niteczka wygląda tak:





Tu singiel ma cechy runa, z którego jest ukręcony czyli gąbczastość, miękkość, sprężystość. Wyszło 1026 metrów w 200 gramach.

A na koniec Chubut czyli wełna również z gatunku miękkości blisko ciała i wielokolorowe motki:








Wyszła grubsza niteczka niż dwie pozostałe bo na 200gramów przypada 718metrów. Przędzie się dobrze, farbuje nieźle. Generalnie na pewno jeszcze do niej wrócę.

Na drutach sweterek z ręcznie przędzionej alpaki, mam już prawie cały korpus. Pozostaje wykończyć dekolt i wydziergać rękawy....Nie mam aktualnego zdjęcia, ale początek wyglądał tak:




niedziela, 10 września 2017

Słoneczna niedziela

Czasem przychodzą smutne dni. Każdemu się zdarza. Najważniejsze nie dać się pochłonąć.
Piękne słońce przywitało mnie dziś, a dzięki mojej 20 miesięcznej córeczce miałam okazję podziwiać ten blask już od 6 rano.
Jesień idzie, czuję to w powietrzu i w kościach.

Kolory....ciągle za mało o nich wiem. Ciągle uczę się je łączyć, eksperymentuję bardziej lub mniej udanie. Mieszam, nakładam, blenduję.

Koloroterapia i przędzenie zdecydowanie pomagają oderwać się od codziennych trosk.

Połowa BFL z ostatniej farbowanki już ukręcona.





Rambouillet się suszy po stabilizacji.
Chyba pora na kolejny projekt. To wełenka Chubut, bardzo mięciutka, coś pomiędzy BFL a merynosem.




Ograniczona jestem paletą podstawowych kolorów moich barwników i chyba przyszedł czas by ją rozszerzyć.