środa, 10 maja 2017

Przędzie się

Ostatnio prawie wszystko kręci się w okół przędzenia. Jeśli odkryją nową jednostkę chorobową o nazwie "zespół niespokojnych rąk" to jestem klinicznym przypadkiem, a dokumentacja przebiegu choroby powstaje właśnie tu.
A, że spełniło się moje marzenie o posiadaniu nowoczesnego kołowrotka to już w ogóle przepadłam, ale pacjent odmawia leczenia ;)

Moje wymarzone (sensowne cenowo) nowe koło to Ashford Kiwi 2, które udało mi się sprowadzić w cenie niższej niż polskie kołowrotki.
Czy mam jakieś zastrzeżenia? W sumie tak, o ile prawie cały kołowrotek jest wykonany z drewna, o tyle samo koło napędowe jest z płyty. Mam wersję ekonomiczną czyli nielakierowaną, więc na pewno go wymaluję żeby zabezpieczyć przed zanieczyszczeniami.
Poza tym chodzi jak złoto i bardzo lekko mi się na nim pracuje, jeśli mam być szczera czuję się jakbym przesiadła się z Malucha do Volvo ;)

Nowy kołowrotek-nowe włóczki:

Najpierw uprzędłam cieniznę i eksperyment czyli włókno bananowe, w 50gramach jest 200metrów dwunitki. Jest to typowa czesanka roślinna czyli wymagająca uwagi i cierpliwości, ale jej plusem jest bardzo ładne przyjmowanie skrętu i wytrzymałość na rozerwanie.




Po cieniznach przyszła kolej na grubaski, szczerze mówiąc dużo większe wyzwanie dla mnie ;)
Uprzędłam runo Polwarth z jedwabiem Mulberry.146m/102gramy WPI=9 N-ply




Później wzięłam się za wełenkę Nowozelandzką, którą zafarbowałam kilka miesięcy temu. Aby zachować szaleństwo kolorystyczne, troiłam Navajo. Wyszło 140m/98gram. WPI=11



Jeszcze zaległa włóczka czyli mieszanka Falkland z włóknem różanym. Miejscami poprzekręcałam, muszę przepuścić jeszcze raz ten motek przez koło, albo przewinąć kilkukrotnie dla rozluźnienia skrętu bo szkoda mi tych kolorów. 330m/100g. WPI=19



Na dziś tyle, kolejne włóczki schną po stabilizacji, szczegóły wkrótce.

4 komentarze:

  1. O rany, jaki ten ashfordzik śliczny!
    To minimalistyczne kółeczko jest boskie, Ty masz zastrzeżenia, a ja Ci zazdroszczę. Moją Sonatkę lubię, choć konsttukcyjnie Mercedesem to ona nie jest, ale wizualnie jest paskudna, brzydoty nie można jej odmówić.
    A niteczki - idziesz jak burza! I sklepik już działa, jak widzę. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ Sonatka to klasyczna uroda!
      Szczerze mówiąc wahałam się między trzema najtańszymi na rynku kołowrotkami i Kiwi2 wygrał z Louetem s17 i Blissem. A co do nitek to chyba się uzależniłam, jak nie kręcę jeden dzień to jestem chora ;-)

      Usuń
    2. A tam, żebyż ona była klasyczna - stare kołowrotki mimo toczeń mają harmonijną formę, czego o współczesnych naśladownictwach powiedzieć nie można. To samo dotyczy zresztą większości mebli z toczonymi elementami. A kółko Sonaty wygląda jak badziewna adaptacja ozdóbki typu 'koło sterowe a`la Cepelia', którym zresztą zapewne jest :]. No nie podoba mi się i już, ale jest duże i to ogromna zaleta. Minimalistyczne formy bardziej do mnie przemawiają, louety też są piękne. Co do komfortu pracy, to chciałabym kiedyś spróbować na innych kołowrotkach. Kiedyś-kiedyś, jak już naprawdę będę w stanie ocenić (i docenić) różnice :)

      Usuń
    3. Ale skrytykowałaś biedną Sonatę! Jej koło, właśnie z kołem sterowym mi się kojarzy, ale całkiem pozytywnie. Jakbyś miała ochotę za sterem Kiwi usiąść i przy okazji się zapoznać ze mną osobiście to zapraszam na kawkę i wspólne kręcenie :) W końcu w tym samym mieście mieszkamy, nie?

      Usuń