Na przykład wrzosówka na pięknym szkockim wrzecionie Dealgan, którego prostota i zarazem geniusz wciąż wprawia mnie w zachwyt, a do tego piękne poranne słońce.
Popołudniowa drzemka młodszej to z reguły czas machania drutami. Niewiele go bo sprzątanie, bo obiad, bo...ale coś tam się dzieje.
Moja wełenka Finnish i alpaka Dropsa (Puna) się chyba dogadują.
Park maszynowy wzbogacił mi się ostatnio o elektryczny kołowrotek produkcji radzieckiej o poetycko brzmiącej nazwie "Zamieć", dzięki koleżance z Klubu Prządki.
Tak się prezentuje:
Po wyczyszczeniu i przypięciu haczyków trytkami hula jak szalona, a jest niewiele młodsza ode mnie. Niestety jej dźwięk budzi małą, więc póki co ma ograniczone zastosowanie.
Za to nie budzi córci nauka tkania na tabliczkach. Tak, oszalałam. Nie mam czasu się wyspać, a dokładam sobie kolejnych zajęć. Przepadłam! Tkanie to wspaniała zabawa. Warunki mieszkaniowe nie pozwalają mi na krosna, więc znalazłam alternatywę- Tabliczki!
To tylko wprawka z bawełny, do celów edukacyjno-poznawczych i rozgryzienia z czym to się je. Już widzę tę małą krajkę jako pasek do torebeczki mojej córci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz